Pięć lat po ukazaniu się albumu "Waiting For The Moon", ale też po dwóch 
      intrygujących solowych albumach wokalisty Stuarta Staplesa, zespół 
      Tindersticks powraca z płytą "The Hungry Saw", która pod każdym względem 
      jest nowym otwarciem w jego karierze.
    
    
      
    
    
      Tak długą przerwę w działalności Tindersticks Staples tłumaczy tym, że w 
      pewnym momencie kariery jego zespół stał się zbyt wielką bestią, by móc 
      ją wykarmić do syta i w pełni nad nią panować. W latach 90., na 
      przestrzeni zaledwie trzech albumów - "Tindersticks", "Tindersticks" (2) 
      i "Curtains" - on, ze swoim głębokim, podszytym bluesową melancholią 
      barytonem, przywodzącym na myśl Scotta Walkera, Nicka Cave'a i Leonarda 
      Cohena, oraz jego zespół, wsparty sekcjami smyczków i blachy, nadali 
      całkiem nowe znaczenie pojęciu kameralistyka rockowa. Na przekór 
      ówczesnym rockowym modom, ta muzyka, smutna, refleksyjna i 
      klaustrofobiczna - bez wątpienia adresowana do dorosłej, dojrzałej 
      emocjonalnie publiczności - okazała się triumfem, którego rozmiar mocno 
      zaskoczył załogę z Nottingham i wywołał w niej pewiem dyskomfort. 
      Niemniej trzeba było żyć i pracować dalej. Jednak trzy znakomite albumy 
      ("Simple Pleasures", "Can Our Love..." i "Waiting For The Moon") 
      później, dla Staplesa i Tindersticks, który był już sekstetem, nadszedł 
      moment, kiedy potrzeba jakiejś gruntownej zmiany osiągnęła punkt 
      krytyczny.
    
    
      
    
    
      To dobrze, że zespół nie uległ presji rynku i nie podjął żadnych nie do 
      końca przemyślanych decyzji, dotyczących jego przyszłości. Czas okazał 
      się najlepszym doradcą i oto wokalista, po cennych doświadczeniach w 
      studiu jako solista i po przeprowadzce z rodziną z Londynu do Francji, 
      zaprosił do swojego nowego, przydomowego studia Le Chien Chanceux dwóch 
      najstarszych członków Tindersticks, gitarzystę Neila Frasera i 
      klawiszowca Davida Boultera, oraz parę nowych muzyków: perkusistę 
      Thomasa Belhoma i basistę Dana McKinna'ę. Ta piątka w ciągu zaledwie 
      ośmiu dni nagrała cały nowy album (smyczki, zaaranżowane przez Lucy 
      Wilkins i blachę, nadzorowaną przez Terry'ego Edwardsa dołożono 
      później), w którym odbija się zarówno tak pożądany przez Staplesa powrót 
      do prostoty i bezpośredniości emocjonalnej Tindersticks z pierwszych 
      płyt, jak i uderzające natychmiast większe zniunansowanie muzyki pod 
      względem nastroju. Jeśli niegdyś, jak ujął to jeden z recenzentów, 
      muzyka Tindersticks była "pajęczyną oczekiwań i urazów, cudowną galerią 
      szeptów", albo refleksem "deszczu padającego na bruk i zapachu 
      francuskich papierosów", tak teraz jest podobnie, o czym dziś 
      natychmiast przypomina instrumentalne "Intro", łączące celnie "The 
      Hungry Saw" z przeszłością. Tyle, że tu poprzez chmury czasem przeziera 
      promień zachodzącego słońca.
    
    
      
    
    
      Oczywiście, ten powrót do źródeł trzeba traktować raczej umownie, bo 
      odzyskana przez zreformowanych Tindersticks dawna prostota jest 
      przefiltrowana gruntownie przez wszystkie muzyczne doświadczenia 
      zespołu, lekko zabarwiona klimatami kojarzącymi się z dziełami 
      impresjonistów i ogromnie wyrafinowana. Aby się o tym przekonać, dość 
      posłuchać choćby utworu "The Flicker Of A Little Girl", lekko 
      nawiązującego do poetyki najlepszych ballad Burta Bacharacha, "Boobar 
      Come Back To Me", gdzie wychwycić można echa piosenek spod znaku 
      wytwórni Tamla Motown z początku lat 60., czy wreszcie majestatycznego 
      "The Turns We Took", który efektownie, jakby autobiograficzną nutą 
      zamyka album. "The Hungry Saw" to dzieło mistrzów, będących w szczytowym 
      momencie swych twórczych sił. Warto było czekać pięć lat.