|  |  | 
    
    | 1. Ain't Got Nothing (To Go Wrong)  6:59 |  | 
    
    | 2. Between Me And The Ground  3:16 |  | 
    
    | 3. What Needs Must Be  4:17 |  | 
    
    | 4. Down Here  2:44 |  | 
    
    | 5. 'Till Kingdom Come  4:06 |  | 
    
    | 6. I'm Gone  4:14 |  | 
    
    | 7. Seven Seers  4:21 |  | 
    
    | 8. The Great Deceiver  3:07 |  | 
    
    | 9. The Queen Of All Returns  5:33 |  | 
    
    | 10. Keep On Walking  3:01 |  | 
    
    | 11. Hard People / Hard Times  4:22 |  | 
    
    | 12. Either Way  7:42 |  | 
    
    
  
            
           
          
          
          
            
      Po prawie trzyletniej przerwie od ukazania się wyśmienitego, transowego 
      "Feathers", psychodeliczno-stonerskie bractwo Dead Meadow - pochodzące z 
      Waszyngtonu, ale osiadłe dziś w Los Angeles - powraca na scenę nowym 
      albumem "Old Growth". Warto było cierpliwie czekać!
    
    
      
    
    
      Muzykę Dead Meadow początkowo klasyfikowano jako coś, co może pogodzić 
      miłośników klasycznego psychodelicznego rocka spod znaku Pink Floyd, 
      fanów gitarowych riffów Black Sabbath oraz zwolenników stonerskich 
      transów, wychowanych na Kyuss. Dziś już nie całkiem to się sprawdza, bo 
      od czasu ukazania się "Feathers" nastąpiło wyraźne przesunięcie się w 
      stronę bardziej "tradycyjnych" gitarowych brzmień bluesowych, zresztą 
      wyśmienicie wyegzekwowanych ("Ain't Got Nothing [To Go Wrong]", "Between 
      Me And The Ground", "The Great Deceiver"), no i chyba w ogóle w stronę 
      bardziej zrelaksowanego mainstreamowego rockowego grania, 
      charakterystycznego dla tradycji Zachodniego Wybrzeża. Na "Old Growth" 
      jest jednak większe zróżnicowanie stylistyczne: zaznacza się tu także 
      wpływ folk-rocka ("Down Here", "Either Way"), może jakieś echo Marka 
      Lanegana ("What Needs Must Be"), nie zabrakło również małego wypadu w 
      stronę hinduskich klimatów ("Seven Seers"), a jeśli chodzi o budowanie 
      majestatycznych hymnowych brzmień, to po wysłuchaniu "Till Kingdom Come" 
      tacy wykonawcy jak choćby U2 powinni pomyśleć o emeryturze.
    
    
      
    
    
      Jeśli "Feathers" był wyjątkowo intensywnym gitarowym tour de force 
      połączonych sił Jasona Simona i Cory'ego Shane'a, to obecnie - po 
      odejściu tego drugiego i powrocie zespołu do pierwotnego formatu tria - 
      Dead Meadow to praktycznie Simon, który nie tylko imponująco rozwinął 
      się jako gitarzysta śmiało sięgający tak do tradycji Hendrixa, jak i 
      Davida Pajo z niezapomnianego Slint, ale również jako wokalista. A 
      wsparcie, jakie uzyskuje od sekcji rytmicznej, tworzonej przez basistę 
      Steve'a Kille'go i perkusistę Stephena McCarty'ego, to już czysta 
      rockowa magia.